Pojęcie inflacji jest znane nie od dziś. Ale faktem jest, że w ostatnich dwóch latach było ono odmieniane przez wszystkie przypadki.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że nie było dnia w mediach, w którym nie pojawiło się chociaż raz. Szczególnie wyczekiwane stały się konferencje prezesa NBP, który w dość specyficzny sposób tłumaczył decyzje Rady Polityki Pieniężnej dotyczące wysokości ustalanych stóp procentowych, mających tak istotny wpływ na poziom inflacji w Polsce:
„(…) inflacja zejdzie gdzieś tam do poziomu sześć, dziewięć, powiedzmy, a wzrost będzie dwa, ponad dwa. Może półtora. Tam jest półtora, jest dziewięć. Zależy czy tarcza będzie, czy nie będzie tarczy. Jak nie będzie tarczy, to będzie 12 w przyszłym roku, jak będzie tarcza, będzie dziewięć, a na koniec roku będzie sześć.”
Nie jest to miejsce na ocenę czy działania RPP zostały podjęte w odpowiednim czasie i z odpowiednią mocą. Niemniej faktem jest, że odczyty inflacyjne począwszy od kwietnia 2021 roku wyszły poza korytarz inflacyjny wyznaczony przez NBP (1,5 – 3,5%), a w rekordowym odczycie wyniosły 18,4%.
Inflacja – co by było gdyby jej nie było?
Czy bez inflacji żyłoby nam się lepiej? Według ekspertów – nie do końca. Natomiast jedno jest pewne: gdybyśmy mieli do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym, a mianowicie deflacją, jej skutki byłyby o wiele dotkliwsze.
Na pierwszy rzut oka taka sytuacja byłaby wręcz pożądana: ceny maleją, więc stać nas na więcej i możemy kupować większe ilości dóbr (lub dobra droższe, na które wcześniej nie mogliśmy sobie pozwolić). W długim horyzoncie takie zjawisko jest jednak bardzo niebezpieczne, bo grozi powstaniem tzw. spirali deflacyjnej, czyli spadku popytu w oczekiwaniu na pogłębienie spadku cen. Jeśli bowiem dziś auto kosztuje 100 tysięcy złotych, a w ciągu roku oczekiwany jest spadek jego ceny do – powiedzmy – 80 tysięcy złotych, naturalnym zachowaniem jest powstrzymanie się od zakupu dziś i kupno za rok (o ile oczywiście nasze dotychczasowe auto nie znalazło się na złomowisku).
Inflacja jest więc złem koniecznym
Gdy jest kontrolowana i nie osiąga ekstremalnych wartości, inflacja jest uznawana przez ekonomistów za zjawisko pozytywne. Złem jest jednak w sytuacji, gdy jej wartości przekraczają ustalony korytarz i wymykają się spod kontroli. Z pewnością odczuł to każdy z nas: rosnące ceny paliw i energii, wzrost cen produktów i towarów w sklepach, wzrost cen usług.
Długoterminowy kontrakt okiem wykonawcy
Rozpatrzmy najpierw przypadek wykonawcy kontraktu długoterminowego. Na potrzeby rozważań załóżmy, że taki podmiot w 2019 roku zawiera z zamawiającym 5-letnią umowę. W jej ramach zobowiązuje się do comiesięcznego świadczenia usług w zamian za stałe wynagrodzenie. Z makroekonomicznego punktu widzenia jest to względnie stabilny okres. Na świecie nie rozprzestrzenia się COVID, Ukraina nie jest w stanie wojny, RPP nie wykonuje żadnych nagłych ruchów. A inflacja? Nikt o niej nie myśli. Odczyty GUS wskazują, że za 2018 wyniosła 1,6%, a w 2019 wyniesie 2,3%.
Wykonawca realizuje więc usługi zgodnie z umową. Dokonuje zakupu niezbędnych materiałów, składa zamówienia u swoich podwykonawców i dostawców, zatrudnia nowych pracowników, zwiększa flotę aut, rozrasta się, być może zmienia biuro na większe. Przychodzi rok 2020 i COVID. Pojawia się problem z dostępnością wybranych materiałów. Konieczne jest też wdrożenie odpowiednich procedur sanitarnych (lock downy). W celu zamortyzowania ich skutków ekonomicznych rośnie dodruk pieniądza. Po jakimś czasie na jego skutek inflacja delikatnie rośnie i zbliża się do górnej granicy korytarza inflacyjnego. Niemniej ze wszystkimi przeciwnościami w ten lub inny sposób wykonawca sobie względnie radzi. Na koniec dnia odbywa się to jednak kosztem zmniejszenia marży na kontrakcie. Z punktu widzenia wykonawcy jego zarobek jest niższy niż rok temu, ale wciąż zadowalający, więc nie ma powodów do paniki.
W kolejnym roku zaczynają istotnie rosnąć ceny energii, a inflacja skacze do ponad 5%. Marża wykonawcy znów więc się zmniejsza. Jest to jednak tylko preludium tego, co stanie się w roku 2022, kiedy to ceny energii osiągną rekordowe wartości. Rozpoczyna się wojna w Ukrainie, inflacja sięga 14,4% i rośnie presja płacowa. Nasz wykonawca chcąc sprostać realizacji kontraktu ponosi większe koszty, podnosi wynagrodzenia, ale po drugiej stronie cały czas dostaje takie samo wynagrodzenie jak przed trzema laty. Analizując dane finansowe dochodzi do wniosku, że kontrakt zaczął przynosić stratę. Chcąc szybko zareagować i przywrócić rentowność na właściwe tory, zgłasza się do zamawiającego i wnosi o renegocjację kontraktu i waloryzację cen świadczonych usług. Zamawiający jednak ani myśli tego robić. Zgodnie bowiem z zapisami umowy renegocjacja nie wchodzi w rachubę, zapisy nie przewidują indeksacji cen. Jedyną możliwością jest wypowiedzenie umowy. A to pociąga za sobą drakońskie kary. Wykonawcy pozostaje więc jedynie pogodzić się z realizacją nierentownego kontraktu przez kolejne 2 lata lub próbować unieważnić kontrakt na gruncie prawnym.
Kontrakt długoterminowy oczami zamawiającego
Z punktu widzenia zamawiającego, zawarcie długoterminowego kontraktu wygląda zgoła odmiennie. Podpisując umowę niejako zawarł on zakład z wykonawcą o to, czy ceny usług się zmienią. Przenosząc to na grunt rynku instrumentów pochodnych, zamawiający zawarł pozycję zabezpieczającą go przed wzrostem cen, a wykonawca zgodził się na ten zakład i zawarł pozycję odwrotną.
W powyżej opisanym scenariuszu zamawiający po dwóch/trzech latach zaczął odczuwać benefity. Mimo rosnącej inflacji, wzrostu cen energii i wynagrodzeń, jego koszt pozostał bez zmian. Co więcej – zabezpieczył on jego wysokość na kolejne lata obowiązywania kontraktu. A skoro ceny wzrosły, to wiadomym jest, że „taniej nie będzie”. Gdy wiec wykonawca zgłosił się do niego w wnioskiem o renegocjację kontraktu, ten przeanalizował umowę i nie wyraził na to zgody. Czy miał prawo to zrobić? Oczywiście. W sytuacji potencjalnego pozwu o unieważnienie kontraktu ze strony wykonawcy, zamawiającemu pozostanie więc przygotowanie linii obrony i dokumentacji dla sądu, która uzasadniałaby jego stanowisko.
Zapisy kodeksu cywilnego przychodzą z pomocą
Unieważnienie kontraktu nie jest sprawą łatwą, gdyż wymaga wykazania konkretnych ku temu przesłanek. Wykonawca, który ponosi w wyniku tej sytuacji straty nie jest jednak całkowicie bezbronny. Z pomocą przychodzi mu art. 3581 §3 kodeksu cywilnego. Stwierdza on, iż „w razie istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, zmienić wysokość lub sposób spełnienia świadczenia pieniężnego, chociażby były ustalone w orzeczeniu lub umowie.”
Kompetencja ta spoczywa na sądzie orzekającym na żądanie jednej ze stron umowy i jest ona fakultatywna (na co wskazuje sformułowanie, że „sąd może ... zmienić wysokość świadczenia pieniężnego”). W doktrynie i orzecznictwie przyjmuje się, że strona wnosząca nie może pozostawać w zwłoce ze spełnieniem swojego świadczenia umownego (patrz wyrok S ądu Okręgowego w Rzeszowie z 6 lutego 2018 roku, sygn. akt V Ca 707/17).
Przesłanką dopuszczalności sądowej waloryzacji świadczeń pieniężnych jest istotna zmiana siły nabywczej pieniądza. Za „istotną” nie będzie mogła zostać uznana każda zmiana siły nabywczej pieniądza, albowiem pewna skala zmian mieści się w granicach inflacji jako normalnego zjawiska ekonomicznego. Nie będzie to więc utrzymująca się dłużej nieznaczna (ekonomicznie „umiarkowana”) inflacja. Nie musi to być zmiana nagła, czy gwałtowna. Co istotne jednak, nie może ona mieścić się w granicach ryzyka, które powinno być brane pod uwagę przez każdą ze stron stosunku zobowiązaniowego (patrz wyrok Sądu Najwyższego z 17 czerwca 2015 roku, sygn. akt I CSK 586/14).
Jak się Państwo domyślają, stwierdzenie co mieści się w tych granicach bywa trudne. Sąd musi zważyć przede wszystkim, czy strony kontraktu w momencie jego zawierania mogły się spodziewać zmian, które później nastąpiły. Dobrym przykładem był przywołany na początku artykułu rok 2021, kiedy poziom inflacji po bardzo wielu latach „wyskoczył" ponad poziomy historyczne, ale nadal był jednocyfrowy. Ocena czy strony mogły się wówczas spodziewać jego dalszego wzrostu (w szczególności w zakresie cen w konkretnej branży) wymaga najczęściej przeprowadzenia ekspertyzy otoczenia makroekonomicznego oraz branżowego na dany moment (analiza ex post).
Pomocne w tym zakresie mogą się okazać na przykład: wskaźniki zmian cen i kosztów utrzymania, zmiany stóp oprocentowania kredytów i wkładów bankowych, cen złota i kursów dewiz, wysokość najniższego lub przeciętnego wynagrodzenia za pracę i inne podobne dane. Mogą one stanowić punkt odniesienia do obserwacji zachodzących w kraju zmian w sferze gospodarczej. Przy ocenie czy doszło do istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza konieczne wydaje się także odniesienie jej do upływu czasu (skoro problem waloryzacji odnosi się wyłącznie do stosunków zobowiązaniowych, w których mija jakiś okres między powstaniem a wykonaniem zobowiązania).
Kolejną przesłanką zastosowania tego przepisu jest to, aby istotna zmiana siły nabywczej pieniądza nastąpiła „po powstaniu zobowiązania”.
Niemniej, nawet przy istnieniu pozytywnej przesłanki przewidzianej w art. 3581 §3 KC w postaci istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania – powództwo o waloryzację świadczenia pieniężnego może zostać oddalone w wyniku rozważenia interesów obydwu stron stosunku prawnego w aspekcie zasad współżycia społecznego.
Istota sądowej waloryzacji świadczeń pieniężnych wyraża się również w tym, że w razie jej zastosowania skutki zmiany siły nabywczej pieniądza rozłożone zostają na obie strony stosunku prawnego – dłużnika i wierzyciela. Waloryzacja zobowiązania nie jest obowiązkowa, a tylko możliwa, i to jedynie w sytuacji, gdy nie sprzeciwia się temu interes obydwu stron (również interes dłużnika). Rozważenie interesów obydwu stron ma na celu zapobieżenie nadmiernemu uprzywilejowaniu jednej strony z równoczesnym pokrzywdzeniem drugiej. Rozważenie interesu obu stron może więc prowadzić do wniosku, że w okolicznościach faktycznych konkretnej sprawy orzeczenie sądowej waloryzacji naruszałoby istotne i zasługujące na ochronę interesy dłużnika. Wyklucza to możliwość jej dokonania.
Zapis art. 3581 §3 KC oczywiście nie gwarantuje wykonawcy otrzymania rekompensaty i waloryzacji cen. Nie da się go również zastosować we wszystkich przypadkach. Mimo to warto rozważyć jego zastosowanie, gdyż w okresie wysokiej inflacji może to być dla wykonawcy najlepsza deska ratunku.